Sarnia Skała, czyli spacerek życia

Być w Zakopanem i nie połazić po górach, toż to grzech wielki. A że Pani, u której pomieszkiwałem polecała wejść na Sarnią Skałkę, to z chęcią wielką na to przystałem. Więc pewnego słonecznego dnia minionej majówki w pełni szczęścia, nie wiedząc, na co się piszę wyruszyłem celem zdobycia szczytu zwanego Sarnia Skała. Szczyt zdobyłem, i stwierdzam, iż było warto ze względu na same widoki.

Początek spacerku życia

Wyprawę na Sarnią Skałę rozpoczynamy na Strążyskach gdzie można zaparkować, aczkolwiek polecam dojść tam z buta. Można też trochę zjeść celem nabrania energii potrzebnej do wejścia. Po zakupieniu biletu na teren TPN kierujemy y się do Doliny Stążyska, a równolegle z prawej biegnie z nami strumyczek. Po drodze można się na chwilę zatrzymać przy tablicy upamiętniającej Edwarda Jelinka.

Edward wielkim człowiekiem był

Edward Jelinek był czeskim pisarzem i publicystą. Który całe życie oddał sprawie jedności Słowian, a zwłaszcza przyjaźni polsko-czeskiej. Tworzył dzieła zbliżające oba narody do siebie, dla Polaków pisał po polsku, a dla Czechów po czesku. Wydawał wiele prac o Polsce w języku czeskim. Ale powodem umieszczenia tej tablicy jest fakt, iż opisywany jegomość był miłośnikiem Tatr, i wielokrotnie odwiedzał Podhale, które też bardzo dobrze znał. Podczas tych pobytów zatrzymywał się w Zakopanem, gdzie poznał i zaprzyjaźnił się z wieloma ważnymi personami ówczesnej podtatrzańskiej elity.
Inicjatorem powstania pamiątkowej tablicy był Henryk Sienkiewicz, który bardzo cenił działalność Edwarda.

Spacerku ciąg dalszy, robi się weselej

Po drobnym postoju pod Skałą Edwarda idziemy dalej. Skręcamy na lewo i trasa zaczyna robić się sporo weselsza,  i tu każdy kto nie wiedział na co się pisze zaczyna wątpić w poprawność swych osądów. Dotąd płaska droga przemienia się w dość strome schody stworzone z poukładanych kamieni. Ale skoro już się weszło to trochę wstyd i szkoda zawrócić. Bohatersko idziemy dalej 🙂 Zdjęć z tego etapu też zbytnio nie mam, myślałem wtedy jak się nie zabić po drodze.

Pora na odsapnięcie, i konsumcję

Kiedy już kamienne schody się skończą dojdziemy do Czerwonej przełęczy, gdzie możemy obrać inny kierunek podróży, lub też jak większość ludzi usiąść na ławeczce i zjeść to co kto ma. Lub też po prostu dać nogą odpocząć, wszak przeszły dobry kilometr pod stromą górę. Tutaj też mamy przedsmak widoków, które nas czekają po dojściu na sam szczyt. Widzimy majestatycznie górujący nad nami cel wycieczki, czyli Sarnią Skałę.

Odpoczeli? No to pora ruszać

Po drobnym odpoczynku i uzupełnieniu sił trzeba ruszać dalej, ale już dość blisko, około 250m. Tylko trochę stromo. Wejście na sam szczyt jest praktyczne powtórką z rozrywki podczas wchodzenia na Czerwoną Przełęcz, tylko jeszcze stromiej. Ale chociaż wiadomo, gdzie stopy stawiać i czego się chwytać, odpowiednie korzenie i gałęzie były tak ładnie wypolerowane przez miliony rąk, że się nie dało ich nie zauważyć. Po około 20 minutach dochodzimy do celu wycieczki, czyli szczytu zwanego Sarnia Skała. A na szczycie “ludziów jak mrówków” prawie każdy wyciąga jakiś termosik z napitkiem. Nie powiem bo sam ta zrobiłem. Ale wejść się opłacało, widoczki wszak piękne.

Tatry piękne są

Teraz kiedy już możemy podziwiać widoczki, to oglądamy się na zachód. Zobaczymy tam Łysanki (1447m), i odległy Kominiarski Wierch (1829m). Patrząc w kierunku przeciwnym, widzimy panoramę na Krokiew (1378m), Kopę Magury (1704m), oraz grań Koszyckiej, Żółtą Turnię i Granaty. Dalej na horyzoncie Tatry Bielskie (Hawrań oraz Płaczliwa Skała). Teraz patrząc na północ widać całą dolinę Zakopanego, Gubałówkę i resztę okolicznych osad. A na południu widok najciekawszy, czyli masywne ściany Giewontu ze słynnym szczytem szczytu, czyli krzyżem na Giewoncie. Kiedyś się nań wybiorę, może na przyszłą majówkę? Zobaczymy, wszak „życie niezbadane jest” jak to śpiewa Stachurski.

 

Popatrzyli, popili, to wracamy

Może i widoczki piękne, może i zmęczeni, ale trzeba by schodzić na dół. Lecz niestety zawsze łatwiej jest gdzieś wejść niż zejść, no ale co zrobić? Minąwszy wchodzących i zmęczonych kolejnych turystów i wyjściu na Czerwoną Przełęcz idziemy dalej w dół. Oczywiście bez wywrócenia by się nie obyło, na szczęście skończyło się ubrudzonych spodniach. Tak z pół godziny później jesteśmy już na płaskim, w pobliżu jest mały domek, w którym można coś wypić i zjeść. Tutaj też można trochę odpocząć, co też uczyniłem. Teraz już z górki, dalej droga jest prosta i łatwa.

Galeria

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Wszystkie komentarze

Przeczytaj także

0
Będę wdzięczny za opinię, skomentujesz?x